Zdarzyło się to w roku 2003 kiedy wracałem samochodem osobowym z Niemiec gdzie dorabiałem sobie jako pracownik budowlany. Była noc, około godziny pierwszej, jechałem drogą z Olsztyna do Dobrego Miasta (woj. warmińsko-mazurskie)
Drogę otaczał z obu stron ciemny, złowieszczy las. Na niebie jasno świecił księżyc, było lato, bezchmurna noc. Jechałem wolno bo obawiałem się, że w każdej chwili jakieś zwierze może wybiec z lasu pod koła samochodu, a takie zderzenia przeważnie nie kończą się dobrze. Nagle kilkanaście metrów przed sobą zauważyłem na poboczu drogi samochód osobowy, a dookoła samochodu biegał jakiś mężczyzna i coś do siebie mówił. Mimo ogromnego strachu połączonego ze złym przeczuciem zatrzymałem samochód i wysiadłem z pytaniem: -'Czy coś się panu stało?'. Mężczyzna był chyba w szoku bo w świetle księżyca w jego oczach widziałem strach połączony z szaleństwem.
Powtarzał cały czas: - 'Widział to pan?, Widział to pan?... To był jakiś potwór'. Jego samochód był wyraźnie uderzony i poplamiony krwią, rozejrzałem się dookoła i nic i nikogo nie zobaczyłem. Pomyślałem, ze uderzył może jakąś sarnę, która zdołała uciec do lasu. Zaproponowałem wezwanie policji, karetki pogotowia, podwiezienie swoim samochodem - z niczego nie skorzystał. Nie mogłem dogadać się z facetem ale zauważyłem, że dochodzi już do siebie więc wsiadłem do wozu i ruszyłem bo do domu miałem jeszcze kilkadziesiąt kilometrów. Po około pięciu minutach ujrzałem z daleka jakby zarys jakiejś olbrzymiej postaci.
Zwolniłem. Postać ani drgnęła, stała dokładnie na środku drogi, tarasując ją swoim ciałem. Zahamowałem gwałtownie z piskiem opon, samochód zatrzymał się 2 metry od... no właśnie. W świetle reflektorów ujrzałem coś co przechodziło moją ludzką wyobraźnię, coś co nie przypominało ani człowieka, ani zwierzęcia, coś tak jakby na wpół człowieka, na wpół zwierzę. Była to bardzo wysoka postać, chyba ponad dwa metry, potężnie zbudowana, lekko przygarbiona. Włosy były w takim nieładzie , że na głowie widać było tylko wielką gęstwinę włosów i twarz czarną od zarostu. Na sobie miał jakieś łachmany spod których wyglądało zarośnięte , ciemne cielsko. To coś strasznie charczało i wydawało z siebie jakieś nieartykułowane dźwięki. Stworzenie stało około dwóch metrów ode mnie i patrzało swoimi błyszczącymi ślepiami. Patrzyliśmy na siebie tak chyba w nieskończoność, przynajmniej wtedy tak mi się wydawało, potwór nie schodził mi z drogi. Przez myśl przebiegło mi wtedy tysiąc wizji swojej własnej śmierci zadanej od stwora, który uderzony wcześniej przez samochód innego człowieka zemści się teraz na mnie. Nie wyłączyłem silnika tylko czekałem na to co się wydarzy. Nie wydarzyło się nic. Po jakimś czasie stwór z wyciem pobiegł w głąb lasu, a ja trzęsąc się ze strachu dojechałem do domu.
Do dziś dzień nie wiem co stanęło na mojej drodze tamtej letniej nocy. Być może są jeszcze ludzie, którzy również spotkali na swojej drodze to stworzenie tylko tak jak ja nie opowiadają o nim z obawy przed wyśmianiem. Jeszcze dziś na samo wspomnienie tej historii przechodzą mnie dreszcze, a nocą staram się już nie podróżować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz