trwa inicjalizacja, prosze czekac... konkursy ..permen opinie

czwartek, 19 kwietnia 2012

Short Story

A'Tuin machnął płetwą. I poleciał dalej. Dlaczego machnął, nie wiadomo. Może gdzieś tam, daleko, zauważył starego kolegę i postanowił mu pomachać? Nie wiem. Gęsta była ta dzisiejsza mgławica. Nic nie dało się zobaczyć.

Wielorakie monstra i różnorodne wrogie wojska przechodziły niegdyś przez Lancre. Nawet jeden z kronikarzy, niejaki Bezimienny Galowy, zapisał jedno z takich zdarzeń.





"A zdarzenie owe działo się południem późnym, gdy sir Henriu był królem już od pięciu minut. Wtedy to, do królestwa barbarzyńcy wtargnęli, i porykując głośno przez wioskę przebiegli. A ryki były to zaiste piekielne.
- Aaaaaaaaaaaa! Ouuueeeeee! Eeeee!! Drewniana stopa mi odpadła! Aeeeeouuuu! Podniosę ci!! Aaaaaoouuu!!! Dziękuję!!
A dwóch wieśniaków siedziało tedy na ziemi i piło. Zauważywszy to zaczęli gaworzyć:
- Te łone woje. Myslis, co łoni chceli. Hę?
- Nie wiem. Może szukali wygódki? Tak biadolili...
A trzeba wam było wiedzieć że byli, zaiste, z lekka podchmieleni."

W tej chwili przez główny plac przebiegł chudy człowieczek i machając dookoła pochodnią, krzyczał:
- Aaaaa!!! Arghhhh!! Urhhhh!! Aaaaaaaaaa!!!
I rzucił pochodnię na pobliską stajnię. Wybiegł z niej po chwili Shawn Ogg, próbując szybko włożyć zbroję na strój stajennego, wołał za uciekinierem:
- Stać! Stać w imieniu prawa!

*

Bandyta szurał nerwowo butami po posadzce. Do sali (przy akompaniamencie "Stu róż i jednego słonia") wkroczył król Verence i zasiadł na tronie.
- Kim jesteś? - zapytał.
- Hordą barbarzyńców.
Verence przetarł załzawione oczy, i uważnie rozejrzał po bokach i za plecami przybysza.
- Jesteś pewien? - powiedział i kichnął.
- Tak. Na zdrowie. Jestem.
- Dziękuję. Straże!
Shawn podbiegł dość powoli (od kiedy został głównym degustatorem królewskim, dobrze mu się wiodło) i zasalutował.
- Tak, wasza wysokość?
Król jeszcze raz zerknął na barbarzyńcę.
- Cóż... Nie jesteś obywatelem Lancre. - zwrócił się do niego. - Ale dopuściłeś się jednak czynu karalnego. Wrzucić do lochów na czas nieokreślony! - Verence nie był pewien czy powinien tak robić. Ale tak przeczytał w książce. "Na wszelki wypadek wyślę może kilka listów poleconych do sąsiednich państw i plemion Klatchu, czy nie zgubili przypadkiem jakiegoś barbarzyńcy." pomyślał i zanotował w umyśle, że powie o tym Shawnowi, by...
Główne drzwi otworzyły się z hukiem i do sali weszła Niania Ogg.
- Yo, królu!
Verence zamrugał.
- Znowu pani paliła to zagraniczne ziele? Mówiłem pani, że jest nielegalne!
Niania szturchnęła go przyjaźnie.
- A chciałbyś jakiś spontaniczny tłum pod oknem jutro na przebudzenie?
Mrugnęła. Król rozważył tę kwestię.
- Nie, raczej nie.
- No - Niania usiadła na sąsiednim tronie przeznaczonym dla Magrat. Zgodnie z filozofią czarownic, jej miejsce było tam, gdzie sama usiadła. - Coś się ciekawego ostatnio wydarzyło? Słyszałam że ci stajnię podpalili. To dziwne... lubię konie. O żadnym spontanicznym buncie mowy być nie może - zamyśliła się.
Verence masował sobie przez chwilę skronie, aż w końcu powiedział:
- Bunt nie. Najazd.
Niania uśmiechnęła się promiennie.
- Tak?
- Ale tylko jeden człowiek. Twierdzi że jest całą hordą.
Czarownica poskrobała się po głowie.
- Cóż, takie rzeczy się zdarzają. Nasz Jason do piątego roku życia chciał być baletnicą. Dobrze że mu to wypersmarowałam.
- Wyperswadowała pani.
- Przecież mówię. To ja się tam przejdę.
- Po co? - Verence wytrzeszczył oczy.
- Wypersmarować mu to. Przy okazji, dobry wytrzeszcz oczu. Widać że jesteś profesjonalistą.
- Coś zawsze zostaje... - odparł skromnie król, i we wspomnieniach usłyszał dźwięk dzwonków.

*

Drzwi celi otworzyły się i wdreptała Niania Ogg.
- Kim jesteś? - niedoszły barbarzyńca spojrzał spode łba na Nianię, najwyraźniej przygnębiony nieudanym najazdem.
- Gytha Ogg, czarownica - odparła przyjaźnie Niania, i usiadła obok więźnia. - Będę ci wypersmarować.
- Co?
- Koniaczku? - spytała, energicznie wyciągając z fartucha kieliszki i butelkę. - Czekaj, gdzieś tu miałam korkociąg...

*

I dlatego, powiadają, jeszcze żaden barbarzyński najazd w tym państwie się nie udał. Inne kraje miały drogie armie i śmiercionośne wyposażenie. Lancre miało czarownice. A od kilkudziesięciu lat Nianię Ogg. Która była świetnym równoważnikiem dla katapulty.

*
Słońce zniknęło za horyzontem. A jeden z słoni podniósł nogę, pozwalając mu swobodnie przepłynąć. I pomyślał:
- Och...
Minęło jakieś miliard lat.
- ...jak to...
Następne miliard.
- ...miło...
To już będzie trzeci miliard.
- ...rozprostować...
Szybciej, liczydło mi już rdzewieje! A nowiutkie, jeszcze z przedszkola...
- ...nogi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz